Konkurs na historię rodem z filmu „kRAJ” rozstrzygnięty!
Zakończył się zorganizowany przez Warszawską Szkołę Filmową konkurs na historię utrzymaną w stylu filmu „kRAJ”. Pierwsza pełnometrażowa produkcja Szkoły, którą od pewnego czasu można oglądać na platformie Netflix, to przewrotna czarna komedia, z przekąsem komentująca otaczającą nas rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że podczas oceniania nadesłanych prac (blisko 70 historii), Jury konkursowe szczególnie doceniało absurd, poczucie humoru oraz kreatywność.
Jury w składzie:
- dr Barbara Pawłowska, Prorektor ds. studenckich Warszawskiej Szkoły Filmowej;
- Veronica Andersson, Specjalistka ds. promocji filmów, Wykładowczyni Warszawskiej Szkoły Filmowej, współtwórczyni filmu kRAJ;
- Karolina Kałakajło, Kierownik Produkcji w Dziale Produkcji Warszawskiej Szkoły Filmowej;
- Mateusz Motyka, Reżyser, Wykładowca Warszawskiej Szkoły Filmowej, współtwórca filmu kRAJ,
przyznało następujące nagrody:
I miejsce – karta podarunkowa Netflix o wartości 500 zł + filmowe gadżety otrzymał Pan Karol Onyszkiewicz. Uzasadnienie Jury: „Za opis niezwykle heroicznej i krwawej walki dziecka stającego w obronie bezradnego zwierzęcia”.
Historia Pana Karola (pisownia oryginalna): „Gdy byłem jeszcze nieokrzesanym nastolatkiem, natknąłem się na sytuacje kiedy schorowany piesek musiał odpocząć i nie miał siły, więc ciągnący za smycz właściciel się zdenerwował i zaczął kopać biednego zwierzaka. Pisk, zmieszany z dźwiękiem kopnięć obudziły we mnie najgorszy instynkt. Trochę mnie odcięło, ale pamiętam że nie wytrzymałem i uderzyłem gościa pięścią w twarz, krew, chłop upada na ziemię i nie wie co się właśnie stało, zaczyna krzyczeć że za to zapłacę, że odszkodowanie, bla bla bla...W tępym szale chciałem jeszcze go skopać , kumple jednak mnie zatrzymali. Ogólnie jestem bardzo spokojnym człowiekiem i rozważnym, jednak w tamtym momencie to nie byłem ja. Ktoś wezwał policję, kiedy przyjechali myślałem że mnie zawiną i że będą z tego kłopoty (tym bardziej że było to na początku gimnazjum). Jednak funkcjonariusz zabrał mnie na bok i powiedział że "Dobrze reagować na takie sytuacje, jednak nie możemy działać pochopnie... pomyśl co byłoby, gdyby facet miał nóż...Mam nadzieję że będziesz bardziej rozważny, a teraz spierdalaj". Puścili mnie bez konsekwencji do domu, jednak z tego co wiem piesek wymagał później leczenia. Musiało to zabawnie wyglądać z boku kiedy niski nastolatek z impetem powala celnym strzałem 30-letniego większego chłopa (z krwią na rękach wyglądałem jak krasnolud). Nadal uważam że warto było, choć faktycznie warto się zastanowić dwa razy zanim coś odwalimy 🤷🏻”.
II miejsce – karta podarunkowa Netflix o wartości 400 zł + filmowe gadżety otrzymała Pani Izabella Prusak. Uzasadnienie Jury: „Za historię wigilii dwóch totalnie różnych rodzin, czyli niekończącej się komedii pomyłek i wpadek".
Historia Pani Izabelli (pisownia oryginalna): „Może nie tyle sylwestrowa impreza, co wigilia, ale zderzenie dwóch światów, dwóch rodzin, które było nie tylko katastrofą, ale też komedią, i zawsze się z mamą śmiałyśmy, że nadawałoby się do jakiegoś scenariusza 😉 Kiedyś, gdy żyła jeszcze moja babcia, postanowiliśmy z mężem, że zrobimy wspólną wigilię, bo dość mieliśmy jeżdżenia z dziećmi z jednej wigilii na drugą. Postanowiliśmy więc zaprosić i teściów, i moją mamę, siostrę, babcię, bo u mnie wtedy była przewaga kobiet w rodzinie 😉 To była po prostu niekończąca się komedia pomyłek i wpadek, żałowałam wtedy, że tego nie spisałam. Dość powiedzieć, że moja rodzina jest od wielu lat wege, rodzina męża zdecydowanie nie, moja rodzina dość luźno traktuje sprawy wiary, zbaczając za sprawą mamy w stronę alternatywnych teorii, rodzina męża bardzo poważnie, wręcz Rydzykowo, moja rodzina za to celebruje różne rytuały - biały obrus, dekoracje, celebrowanie prezentów tak, żeby każdy po kolei otwierał i wszyscy prezent podziwiali, nie pije się alkoholu w wigilię. U męża wszystko było na odwrót - od włączonej tv, co doprowadzało mnie do szału, bo dzieci siedziały w nią wpatrzone, po wina, jakąś białą ceratę zamiast obrusu i rozdanie wszystkim prezentów z automatu, co tak wzburzyło moją mamę, że wydzierała te prezenty z rąk każdemu i ustawiała pod ścianą, żeby je otworzyć od nowa, po kolei. Na stole stały potrawy zarówno z rybami, jak i bez - dla nas. W tym sztandarowa pozycja mojej mamy - ryba po grecku bez ryby 😉 Teść się pomylił, ale nikt go nie oświecał, bo moja mama kocha robić takie eksperymenty i udowadniać wszystkim, że wege jedzenie można przyrządzić tak, że nikt się nie skapuje, że to nie mięso. Teść się nie skapował, wszystko zjadł😃 Potem twierdził podobno, że to musiała być ryba 😃 Do tego przyniosłam wileńskie śleżyki z makiem, naszą sztandarową potrawę wigilijną z dziada pradziada, teść o mało się nią nie zachłysnął z obrzydzenia, widziałam, jak ukradkiem usiłował nakarmić nią mojego psa, no niestety, to wyszło, bo pies miał całą mordę w maku😃 Ukoronowaniem tej wigilii była moja babcia, której zaczynał się wtedy Alzheimer, o czym nikt jeszcze nie wiedział, i która przez cały wieczór mówiła do teścia "Mariusz", a on ma imię "Marian", do tego zabawiała wszystkich historiami z mojego dzieciństwa, które naprawdę nie powinny być wywlekane na światło dzienne, myląc w dodatku mnie z moją mamą. Punkt kulminacyjny nastąpił, gdy sprawy religijne weszły w konflikt z nurtem New Age mojej mamy 😃 Dyskusja na tematy kościoła w opozycji do medytacji, Zen, uzdrawiania z własnego źródła (tak, o to własne źródło chodzi), bioenergoterapii (wszyscy mieli obowiązkowy seans) i teorii Ericha von Danikena o tym, że wszyscy pochodzimy od kosmitów, mogłyby trwać do świtu i zakończyć się jatką. Na szczęście wtedy mój pies zjadł mojemu dziecku prezent. Bogu dzięki 😉 Nie muszę chyba pisać, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy zrobiliśmy łączoną wigilię 😃 Ale do dziś to wspominamy płacząc z mężem ze śmiechu 😉”.
Jury postanowiło również wręczyć trzy równorzędne wyróżnienia. Laureaci otrzymali karty podarunkowe Netflix o wartości 80 zł + filmowe gadżety.
- Pani Beata Małgorzata. Uzasadnienie Jury: „Za historię zdobycia awansu przez dyrektorkę bez nakładu własnej pracy”. Historia Pani Beaty (pisownia oryginalna):
„Otworzyłam chyba jakieś drzwi do absurdalnych wspomnień, nie mogę się teraz opanować. 😊 Wspomniana już wcześniej pani dyrektor tuż po reformie oświaty wprowadzającej stopnie awansu zawodowego „robiła” awans na nauczyciela dyplomowanego. Pewnego dnia zostałam oficjalnie wezwana do jej gabinetu i dostałam polecenie napisania na za tydzień jednego z rozdziałów jej pracy. W czasie przerwy w rozmowach dowiedziałam się, że została w ten sposób „rozdzielona” między nas, nauczycieli całość jej pracy. Gdy minął wskazany termin zaniosłam do sekretariatu tenże rozdział, byłam jednak na tyle sfrustrowana swoją bezradnością, że zaniosłam wydruk myśląc sobie złośliwie, że będzie musiała to sobie przepisać i choć tyle przy tym popracuje. Uznałam, że nie będzie miała tyle śmiałości, aby poprosić o wersję komputerową. Cóż, myliłam się. Po godzinie przekazano mi polecenie dyrekcji o dostarczeniu dyskietki z tekstem (tak, dyskietki, to były takie archaiczne czasy 😊) Ale to nie koniec. Po kilku miesiącach, podczas zebrania rady pedagogicznej Pani Dyrektor wstała i powiedziała, że chce nam przekazać, że zdobyła stopień awansu zawodowego i dodała, że jej praca była najlepszą spośród złożonych w tym czasie i możemy być dumni, że mamy tak dobrego dyrektora…”
- Pani Ewa Chaberska. Uzasadnienie Jury: „Za opis prześladowania oraz zaskakujący i oczyszczający zwrot akcji w windzie”. Historia Pani Ewy (pisownia oryginalna):
„W okresie dojrzewania, który w moim przypadku przybrał formę wysoko nieestetyczną, miałam w bloku a) wredną, ciskającą cierpkie komentarze sąsiadkę, oraz b) matkę, która w całej swej bierności przed tymi komentarzami nawet nie próbowała mnie obronić. Podczas nieuchronnie wydarzających się wspólnych podróży windą na 11 piętro, słuchałam rzuconych do matki: „ale ta pani córka ma wielkie stopy, booooże!”, albo „głowa nie od parady, ze tez się nie urwie”. Jako że bierność i tłumienie emocji odziedziczyłam po matce, na widok tej osoby reagowałam paraliżującym strachem oraz nadmiernym poceniem (co także, niestety, nie uszło jej uwadze). Pewnego dnia w windzie wybuchłam i poprzez płacz uszedł ze mnie kumulowany latami stres. Z tego płaczu i nerwów… zwymiotowałam na jej piękny, biały sweter pleciony w warkocze. Do dziś mam go przed oczyma. Nie mam późniejszych wspomnień z nią związanych, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Nie był to więc jakiś tam, byle jaki rzyg. To był rzyg magiczny i oczyszczający. Rzyg, który zmienił wszystko! 😉”
- Użytkowniczka lucy_tek „Uzasadnienie Jury: ”Za prawdziwą, mrożącą krew w żyłach historię, podobną do jednej z etiud w filmie kRAJ". Historia lucy_tek (pisownia oryginalna):
„Zdarzyło mi się kiedyś zgubić dziecko. Nie czyni to zapewne ze mnie matki roku, ale cóż... opiszę co zaszło.
Gdy mój syn miał 1.5 roku, był tak duży, że nie byłam go w stanie włożyć do specjalnego siodełka w sklepowym wózku. To znaczy włożyć jeszcze dałam radę, a o wyjęciu bez płaczu, krzyku i pomocy osób postronnych nie było mowy, dlatego odpuściłam.
Na dziale z dziecięcymi kaszkami i przekąskami, wybierałam najlepsze pod kątem smaku i składu, a moje pacholę stało cierpliwie obok. Tak mi się przynajmniej wydawało , bo gdy po dokonaniu wyboru idealnego musu owocowego, czyli chwili, zorientowałam się, że nie ma obok mnie dziecka.
Rozejrzałam się dookoła, smyka brak, poszłam szybko do sąsiednich alejek, a tam pusto. Przyznaję, że adrenalina zaczęła robić robotę, więc biegałam po hipermarkecie, niczym Usain Bolt nawołując pierworodnego - niestety bezskutecznie.
Do moich szaleńczych poszukiwań, zaangażowałam napotkanych ludzi i obsługę sklepu, ale malucha ciągle nie było...
Czas jakby stanął w miejscu, a moja panika wymykała się ze strefy kontroli. Aż nagle, przebiegając dziesiąty raz między labiryntem regałów i alejek, stanęłam jak wryta.
Mój syn stał dokładnie w tym miejscu, w którym miał pierwotnie stać. Tak jakby nigdy nigdzie nie odszedł. Do dziś nie wiem co się stało, ale emocje tamtego dnia żyją ciągle.”